wiara vs religia
: 07 lip 2020, 19:53
Od lat spotykam się z niezrozumieniem idei wiary.
Masa ludzi powtarza utarty związek frazeologiczny "wiara katolicka" (bazuję na naszym kręgu kulturowym), który do rzeczywistości ma się, jak pięść do nosa. Dlaczego tak sądzę? Poczytajcie.
Zanim spróbuję przedstawić moje definicje wiary i religii, oraz dzielące je różnice, chcę zaznaczyć, że sam rzeczownik "wiara" nie znosi zbyt wielu przymiotników. Właściwie pasują do niego tylko trzy: "słaba (zamiennie - mała)", "silna (wielka)" i "umiarkowana". Nie istnieje coś takiego, jak wiara katolicka, muzułmańska, buddyjska, czy jakakolwiek inna. Te przymiotniki idealnie pasują do religii. Religie bowiem wymagają dookreślenia, ponieważ są domenami instytucjonalnymi, zazwyczaj występującymi, jako osobowości prawne. A przecież nie sposób zarejestrować religii bezprzymiotnikowej, skoro jest ich już zarejestrowanych zapewne kilka tysięcy. Muszą się czymś różnić, choćby w nazwie.
Tak, w nazwie, ponieważ w zasadzie nie różnią się niczym innym. Wszystkie są instytucjami sprzedającymi marzenia, wykorzystującymi ludzki strach przed śmiercią, obiecującymi za doczesną kasę łagodne potraktowanie po śmierci przez siły, które rzekomo udzieliły im pełnomocnictwa do zawierania takich transakcji.
Właściwie już wyjaśniłem, czym jest pojęcie religii. Religia zawsze jest instytucją, wykorzystującą wiarę, jako towar. To zwyczajne korporacje, mocno zhierarchizowane, zazwyczaj jednolicie umundurowane, których zadaniem jest gromadzenie dóbr materialnych, przejmowanie władzy, bądź okupacja i eksploatacja krajów (vide Polska), według zasady wypracowanej po drugiej wojnie religijnej w tzw. pokoju Augsburskim (1565): Cuius regio, eius religio (Czyj kraj, tego religia).
Skoro wspomniałem tu o wojnach religijnych, warto dodać, że dziś, pomimo upływu wieków, świat wciąż nie jest od nich wolny, pomimo, iż wszystkie jednym głosem nawołują do pokoju i o tenże bezustannie zanoszą modły do swoich "szefów" w niebie. Jak widać zabiegi te są absolutnie bezskuteczne, z czego wynikają dwa niewykluczające się wnioski.
1. Religie nie mają żadnych szefów w tzw. niebie.
2. Wszystkie są z założenia fałszywe i nieskuteczne, a co za tym idzie, wydawaną na ich usługi kasę należy z góry uznać za straconą. Może lepiej wspomóc nią naprawdę potrzebujących?
Teraz wypada napisać słowo o rzeczowniku wiara.
Prawdę mówiąc jedno słowo by wystarczyło, wiara bowiem, to uczucie.
Dla dopełnienia dopiszę, że ona zawsze jest w nas. Myślę, że w każdym z nas, choć zapewne w każdym objawia się inaczej. Wielu mędrców głosiło i nadal głosi, że jest ona w stanie przenosić góry. Mają rację. Zapewne każdy, kto to czyta, przynajmniej raz w życiu doświadczył czegoś, co można by nazwać cudem. Zauważcie, że jeśli się do czegoś zapalimy, jeśli coś stanie się naszą pasją, a do tego uwierzymy, że jesteśmy w stanie tego czegoś dokonać, wszystko, co zmierza w kierunku tegoż właśnie dokonania idzie nam, jak z płatka, każde natomiast, nawet drobne zwątpienie, bardzo szybko odsuwa nas od celu.
Dlaczego tak się dzieje?
O tym w kolejnym wpisie. O ile znajdzie się choć jedna osoba zainteresowana tematem.
Masa ludzi powtarza utarty związek frazeologiczny "wiara katolicka" (bazuję na naszym kręgu kulturowym), który do rzeczywistości ma się, jak pięść do nosa. Dlaczego tak sądzę? Poczytajcie.
Zanim spróbuję przedstawić moje definicje wiary i religii, oraz dzielące je różnice, chcę zaznaczyć, że sam rzeczownik "wiara" nie znosi zbyt wielu przymiotników. Właściwie pasują do niego tylko trzy: "słaba (zamiennie - mała)", "silna (wielka)" i "umiarkowana". Nie istnieje coś takiego, jak wiara katolicka, muzułmańska, buddyjska, czy jakakolwiek inna. Te przymiotniki idealnie pasują do religii. Religie bowiem wymagają dookreślenia, ponieważ są domenami instytucjonalnymi, zazwyczaj występującymi, jako osobowości prawne. A przecież nie sposób zarejestrować religii bezprzymiotnikowej, skoro jest ich już zarejestrowanych zapewne kilka tysięcy. Muszą się czymś różnić, choćby w nazwie.
Tak, w nazwie, ponieważ w zasadzie nie różnią się niczym innym. Wszystkie są instytucjami sprzedającymi marzenia, wykorzystującymi ludzki strach przed śmiercią, obiecującymi za doczesną kasę łagodne potraktowanie po śmierci przez siły, które rzekomo udzieliły im pełnomocnictwa do zawierania takich transakcji.
Właściwie już wyjaśniłem, czym jest pojęcie religii. Religia zawsze jest instytucją, wykorzystującą wiarę, jako towar. To zwyczajne korporacje, mocno zhierarchizowane, zazwyczaj jednolicie umundurowane, których zadaniem jest gromadzenie dóbr materialnych, przejmowanie władzy, bądź okupacja i eksploatacja krajów (vide Polska), według zasady wypracowanej po drugiej wojnie religijnej w tzw. pokoju Augsburskim (1565): Cuius regio, eius religio (Czyj kraj, tego religia).
Skoro wspomniałem tu o wojnach religijnych, warto dodać, że dziś, pomimo upływu wieków, świat wciąż nie jest od nich wolny, pomimo, iż wszystkie jednym głosem nawołują do pokoju i o tenże bezustannie zanoszą modły do swoich "szefów" w niebie. Jak widać zabiegi te są absolutnie bezskuteczne, z czego wynikają dwa niewykluczające się wnioski.
1. Religie nie mają żadnych szefów w tzw. niebie.
2. Wszystkie są z założenia fałszywe i nieskuteczne, a co za tym idzie, wydawaną na ich usługi kasę należy z góry uznać za straconą. Może lepiej wspomóc nią naprawdę potrzebujących?
Teraz wypada napisać słowo o rzeczowniku wiara.
Prawdę mówiąc jedno słowo by wystarczyło, wiara bowiem, to uczucie.
Dla dopełnienia dopiszę, że ona zawsze jest w nas. Myślę, że w każdym z nas, choć zapewne w każdym objawia się inaczej. Wielu mędrców głosiło i nadal głosi, że jest ona w stanie przenosić góry. Mają rację. Zapewne każdy, kto to czyta, przynajmniej raz w życiu doświadczył czegoś, co można by nazwać cudem. Zauważcie, że jeśli się do czegoś zapalimy, jeśli coś stanie się naszą pasją, a do tego uwierzymy, że jesteśmy w stanie tego czegoś dokonać, wszystko, co zmierza w kierunku tegoż właśnie dokonania idzie nam, jak z płatka, każde natomiast, nawet drobne zwątpienie, bardzo szybko odsuwa nas od celu.
Dlaczego tak się dzieje?
O tym w kolejnym wpisie. O ile znajdzie się choć jedna osoba zainteresowana tematem.