czy katolicki Bóg jest handlarzem?
: 25 cze 2020, 22:18
Dlaczego zadaję to przewrotne pytanie?
Tylko dlatego, że nie potrafię utożsamić Boga, w którego wierzę z dziwnym tworem, o jakim opowiada rzymski katechizm. Tak, katechizm, bo w źródle, jakim dla wyznawców powinny być Ewangelie nie ma ani słowa o tym, co poruszę za chwilę.
A głównym wątkiem tego artykułu ma być sprawa tzw. odkupienia.
Od najmłodszych lat wpajano mi, że Jezus umarł na krzyżu m. in. za mnie. Nigdy tego nie rozumiałem. Jak to za mnie? Czy to oznacza, że ja nie umrę, bo on już to za mnie zrobił?
Gdy bylem już nieco starszy, zgodnie z metodyką prania mózgu, wpojono we mnie, że Bóg tak bardzo mnie kocha, że wydał swojego jego jedynego syna na kaźń, żeby mnie i mnie podobnych odkupić.
Znałem już wówczas znaczenie słów, zastanowiłem się więc od kogo ten dobry i kochający Bóg chciał mnie odkupić. A skoro chciał odkupić, to znaczy, że mnie wcześniej sprzedał. Ot nawrócony grzesznik. Zdrajca, sprzedawczyk! Na co mi taki Bóg? I tak zostałem ateistą. Nie na długo, ale jednak. No bo jak mogłem wierzyć w Boga-handlarza? W Boga, który rzekomo jest miłością, ale jak mu brakło kasy, to mnie zwyczajnie sprzedał?
W sukurs przyszedł mi pewien sprytny ksiądz. Podpowiedział mi, że Bóg, ofiarowując swojego syna, odkupił nas wszystkich z niewoli grzechu pierworodnego. A cóż to za niewola? Cóż to za grzech? Moje zdumienie przerastało okoliczne drzewa, a nawet dalekie góry. Ksiądz tłumaczył dalej, że chodzi o jabłko, którym Ewa skusiła Adama, za co dobry i kochający Bóg wygnał oboje z raju. Niezła jazda.
Wtedy zadałem sobie trud przeczytania Biblii. Nie szło mi łatwo, ale jakoś przebrnąłem. Sporo z tego zapamiętałem, sporo umknęło gdzieś bokiem. Potem wracałem do tekstu, z czasem też do innych (Koran, Bhagawadgitę, Zaratustrę). Odkryłem wiele podobieństw, co nie dziwi, bo wszystkie czerpały pełnymi garściami z mitów sumeryjskich.
Ale nie o tym chciałem.
Odnalazłem fragment mówiący o zerwaniu zakazanego owocu. I tu trauma - to nie było jabłko! Był co prawda wąż, ale to świadczy o czymś zupełnie innym. Żartowniś powiedziałby, że - jak to kobieta - uległa, bo był długi i gruby... Ale przecież nie żartować tu przyszliśmy. Ta scena świadczy o tym, że w raju ludzie i zwierzęta żyli w symbiozie i nie zjadali się wzajemnie.
Mało tego, wygnanie z raju też okazało się naciągane. Bóg, jako uosobienie miłości, kochający swe dzieci bezwarunkową miłością, nie tylko ich nie ukarał, ale pozwolił im - skoro już poznali dobro i zło, a więc przeciwieństwa, dzięki którym w ogóle możliwe jest doświadczanie czegokolwiek - żyć z tą wiedzą i kierować się nią w podporządkowywaniu sobie świata. Jak im to wyszło w praktyce - widać dzisiaj bardzo dokładnie z okien mojej ciężarówki.
Ktoś zapyta, po co o tym wszystkim piszę. Słusznie postąpi, ja też bym zapytał. Dlatego odpowiem.
Piszę o tym wszystkim, by uświadomić każdemu, kto takiego uświadomienia pragnie, że Jezus nie został złożony w żadnej ofierze. Bóg jest stwórcą - siłą sprawczą, jedyną istotą, która zarządza wszechświatem i jako taki nie musi nikomu składać ofiar. To antropomorfizacja Boga sprawiła, że przyjęliśmy na wiarę dogmat o odkupieniu.
W innym wątku na tym forum zadałem pytanie "Kto kogo stworzył?". Chodziło o stworzenie na swój obraz i podobieństwo. I tu się tematy zbiegają. To twórcy religii stworzyli własnego Boga na obraz i podobieństwo człowieka, przydali mu dwór, ministrów, lobbystów itp. Odwzorowali tę strukturę w instytucji umieszczonej w Rzymie i zaczęli trzepać kasę na wpojonym ludziom strachu przed mściwym i sadystycznym Bogiem, którego sami sobie wymyślili.
Skoro już zdemaskowaliśmy tych fałszywych proroków, może zastanówmy się, co z tym prawdziwym Bogiem, co ze stwórcą, który nadał energii wibracje. Wibracje, które tworzą materialny świat, które pozwalają nam, najdoskonalszym ze stworzeń tegoż Boga, brać udział w tworzeniu rzeczywistości, która i tak jest tylko złudzeniem. Złudzeniem, albowiem materia nie istnieje, jej obraz zaś tworzymy sami własnymi o niej wyobrażeniami.
I o tym opowiada Biblia. Szczególnie w Ewangeliach. Kto ma uszy do słuchania...
Tylko dlatego, że nie potrafię utożsamić Boga, w którego wierzę z dziwnym tworem, o jakim opowiada rzymski katechizm. Tak, katechizm, bo w źródle, jakim dla wyznawców powinny być Ewangelie nie ma ani słowa o tym, co poruszę za chwilę.
A głównym wątkiem tego artykułu ma być sprawa tzw. odkupienia.
Od najmłodszych lat wpajano mi, że Jezus umarł na krzyżu m. in. za mnie. Nigdy tego nie rozumiałem. Jak to za mnie? Czy to oznacza, że ja nie umrę, bo on już to za mnie zrobił?
Gdy bylem już nieco starszy, zgodnie z metodyką prania mózgu, wpojono we mnie, że Bóg tak bardzo mnie kocha, że wydał swojego jego jedynego syna na kaźń, żeby mnie i mnie podobnych odkupić.
Znałem już wówczas znaczenie słów, zastanowiłem się więc od kogo ten dobry i kochający Bóg chciał mnie odkupić. A skoro chciał odkupić, to znaczy, że mnie wcześniej sprzedał. Ot nawrócony grzesznik. Zdrajca, sprzedawczyk! Na co mi taki Bóg? I tak zostałem ateistą. Nie na długo, ale jednak. No bo jak mogłem wierzyć w Boga-handlarza? W Boga, który rzekomo jest miłością, ale jak mu brakło kasy, to mnie zwyczajnie sprzedał?
W sukurs przyszedł mi pewien sprytny ksiądz. Podpowiedział mi, że Bóg, ofiarowując swojego syna, odkupił nas wszystkich z niewoli grzechu pierworodnego. A cóż to za niewola? Cóż to za grzech? Moje zdumienie przerastało okoliczne drzewa, a nawet dalekie góry. Ksiądz tłumaczył dalej, że chodzi o jabłko, którym Ewa skusiła Adama, za co dobry i kochający Bóg wygnał oboje z raju. Niezła jazda.
Wtedy zadałem sobie trud przeczytania Biblii. Nie szło mi łatwo, ale jakoś przebrnąłem. Sporo z tego zapamiętałem, sporo umknęło gdzieś bokiem. Potem wracałem do tekstu, z czasem też do innych (Koran, Bhagawadgitę, Zaratustrę). Odkryłem wiele podobieństw, co nie dziwi, bo wszystkie czerpały pełnymi garściami z mitów sumeryjskich.
Ale nie o tym chciałem.
Odnalazłem fragment mówiący o zerwaniu zakazanego owocu. I tu trauma - to nie było jabłko! Był co prawda wąż, ale to świadczy o czymś zupełnie innym. Żartowniś powiedziałby, że - jak to kobieta - uległa, bo był długi i gruby... Ale przecież nie żartować tu przyszliśmy. Ta scena świadczy o tym, że w raju ludzie i zwierzęta żyli w symbiozie i nie zjadali się wzajemnie.
Mało tego, wygnanie z raju też okazało się naciągane. Bóg, jako uosobienie miłości, kochający swe dzieci bezwarunkową miłością, nie tylko ich nie ukarał, ale pozwolił im - skoro już poznali dobro i zło, a więc przeciwieństwa, dzięki którym w ogóle możliwe jest doświadczanie czegokolwiek - żyć z tą wiedzą i kierować się nią w podporządkowywaniu sobie świata. Jak im to wyszło w praktyce - widać dzisiaj bardzo dokładnie z okien mojej ciężarówki.
Ktoś zapyta, po co o tym wszystkim piszę. Słusznie postąpi, ja też bym zapytał. Dlatego odpowiem.
Piszę o tym wszystkim, by uświadomić każdemu, kto takiego uświadomienia pragnie, że Jezus nie został złożony w żadnej ofierze. Bóg jest stwórcą - siłą sprawczą, jedyną istotą, która zarządza wszechświatem i jako taki nie musi nikomu składać ofiar. To antropomorfizacja Boga sprawiła, że przyjęliśmy na wiarę dogmat o odkupieniu.
W innym wątku na tym forum zadałem pytanie "Kto kogo stworzył?". Chodziło o stworzenie na swój obraz i podobieństwo. I tu się tematy zbiegają. To twórcy religii stworzyli własnego Boga na obraz i podobieństwo człowieka, przydali mu dwór, ministrów, lobbystów itp. Odwzorowali tę strukturę w instytucji umieszczonej w Rzymie i zaczęli trzepać kasę na wpojonym ludziom strachu przed mściwym i sadystycznym Bogiem, którego sami sobie wymyślili.
Skoro już zdemaskowaliśmy tych fałszywych proroków, może zastanówmy się, co z tym prawdziwym Bogiem, co ze stwórcą, który nadał energii wibracje. Wibracje, które tworzą materialny świat, które pozwalają nam, najdoskonalszym ze stworzeń tegoż Boga, brać udział w tworzeniu rzeczywistości, która i tak jest tylko złudzeniem. Złudzeniem, albowiem materia nie istnieje, jej obraz zaś tworzymy sami własnymi o niej wyobrażeniami.
I o tym opowiada Biblia. Szczególnie w Ewangeliach. Kto ma uszy do słuchania...